
Kazanie sługi Bożego bp. Jana Pietraszki sprzed 40 lat, 4 dni po zamachu na papieża
„To są sprawy zbyt wielkie i zbyt szeroki jest ich wymiar oraz ciężar, by mogły być tłumaczone tylko po ludzku, by mogły się zmieścić w ramach zwykłego doczesnego myślenia socjologicznego czy politycznego, a nawet powierzchownego myślenia religijnego” – mówił 40 lat temu, 17 maja 1981 r., zaledwie 4 dni po próbie zamachu na Jana Pawła II, sługa Boży bp Jan Pietraszko. Tego dnia ówczesny krakowski biskup pomocniczy wygłosił niedzielne kazanie w kolegiacie św. Anny, w tym samym czasie, gdy ulicami Krakowa ruszał Biały Marsz milczenia. Wzięło w nim udział niemal 500 tys. ubranych na biało osób.
Pochodzący z Buczkowic, absolwent bialskiego Gimnazjum im. Adama Asnyka jako biskup znany był ze swego charakterystycznego stylu kaznodziejskiego. Bp Pietraszko nie dzielił się pochopnymi i doraźnymi obserwacjami, stronił od polityki, za to często odwoływał się do słowa Bożego i oceniał omawiane sprawy z punktu widzenia nauki Kościoła i dogmatów.
W niedzielnym kazaniu z kolegiaty krakowskiej, wygłoszonym 4 dni po dramatycznych wydarzeniach na Placu św. Piotra, hierarcha wyraził przekonanie, że Boża Opatrzność w sposób szczególny posługuje się Janem Pawłem II. „Jesteśmy przekonani, że Pan Bóg wziął go w swoje ręce, jak nikogo w tej chwili na tym naszym świecie jako narzędzie działania, swojego działania” – stwierdził.
„Dlatego też, i ten człowiek, i to, co się zdarzyło potrzebuje bardziej szerokich i bardziej pojemnych ram myślowych, by się okazało i stało się jasne, jaki jest pełny wymiar tych zdarzeń” – powiedział, wskazując na konieczność ukazania ewangelicznego i teologicznego tła.
Zaznaczył, że choć ton współczucia wobec cierpiącego papieża, jaki obecny jest w mediach, powinien być doceniony, to jednak, jak podkreślił, człowiekowi wierzącemu „ta powierzchowna fala idąca poprzez środki przekazu nie może wystarczyć”. Zachęcił, by wszystkie te wydarzenia rozważać w kontekście życia i posłannictwa Chrystusa.
Przywołując słowa Jezusa z Mateuszowej Ewangelii skierowane do Jego uczniów – „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia” (Mt 10, 17–22) – kaznodzieja wyjaśnił, że „człowiek z apostolskiego pałacu” chce być uczniem Chrystusa w najpełniejszym znaczeniu. „Dlatego te wszystkie Chrystusowe przepowiednie muszą się na nim spełnić” – dodał. Powtórzył, że próba zabicia papieża jest nie tylko zbrodnią i skandalem, ale „pieczęcią wiary godności położoną na życiu tego człowieka, weryfikacją i sprawdzianem, że ten papież jest na prawdziwej drodze, że jest tam, gdzie powinien być”.
„Nie można zejść z drogi, na której spotyka się krzyż, nie można schować się w bezpiecznym miejscu za grubymi murami. Trzeba być z ludźmi i pośród ludzi, jeśli się jest do nich posłanym z takim darami, jak Chrystusowy dar prawdy i zbawienia” – zwrócił uwagę.
„Jesteśmy pewni, że te rany prawie śmiertelne, zadane na placu przed bazyliką, ten ból i to cierpienie wciąż trwające, są ceną wkupienia się na to miejsce zaszczytne, ale jakże bolesne. Są ceną za tę autentyczność i bliskość. Ale nie tylko to. W duchu wiary jesteśmy głęboko przekonani, że Chrystus zmartwychwstały przyznaje się całkowicie do tych ran dzisiejszego swojego Piotra, że kładzie na nie swoje najświętsze rany i czyni z nich jedno ze swoimi. Zawłaszcza je i przygarnia dla swoich celów” – dodał.
Nagranie kazania sprzed 40 laty, udostępnione przez Stanisława Pietraszkę, bratanka biskupa Jana, pochodzi z odnalezionego zbioru homilii krakowskiego sufragana z lat 1980-1987.
Biskup Jan Pietraszko urodził się 7 sierpnia 1911 r. w Buczkowicach. Wychował się w wielodzietnej rodzinie – miał pięciu braci i pięć sióstr. Ukończył Gimnazjum im. Adama Asnyka w Białej Krakowskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1936 r. w Krakowie z rąk abp. Adama Stefana Sapiehy. W pierwszej swej parafii w Rabce był wikarym i katechetą. Po dwóch latach zaczął pełnić funkcję kapelana metropolity abp. Adama Stefana Sapiehy. W 1942 pracował już w parafii w Czarnym Dunajcu. W 1944 r. został wikarym w Zakopanem. Tu był kapelanem hufca ZHP. W parafii św. Szczepana w Krakowie podjął się funkcji kapelana chorągwi ZHP. Został wkrótce prefektem w krakowskim seminarium duchownym. Niebawem mianowano go proboszczem parafii św. Anny w Krakowie. Opiekował się krakowskimi studentami.
15 kwietnia 1963 r. ks. Pietraszko w katedrze wawelskiej przyjął sakrę biskupią. Pełnił między innymi funkcję przewodniczącego kurialnej komisji do spraw sztuki kościelnej. Został członkiem komisji apostolstwa świeckich przy episkopacie Polski oraz krajowym duszpasterzem pisarzy.
Był bliskim współpracownikiem i przyjacielem kard. Karola Wojtyły. Zmarł w opinii świętości 2 marca 1988 r. W 1994 roku na wyraźne polecenie papieża Jana Pawła II kard. Franciszek Macharski rozpoczął jego proces beatyfikacyjny.
Na przełomie lutego i marca 2018 r. komisja teologów w Watykanie zaczęła badać przesłane z Krakowa materiały z zakończonego w 2001 roku procesu beatyfikacyjnego krakowskiego sufragana. Rezultatem opinii specjalistów była prośba do papieża Franciszka o wydanie dekretu o heroiczności sługi Bożego bp. Jana Pietraszki. Papież autoryzował Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do promulgowania takiego dekretu.
Od tego czasu kandydatowi przysługuje tytuł „Czcigodny Sługa Boży”. Do beatyfikacji potrzeba będzie jeszcze udowodnionego cudu – czyli niewytłumaczalnego naukowo trwałego, całkowitego uzdrowienia osoby chorej za wstawiennictwem sługi Bożego.
fot. Archiwum rodzinne w Buczkowicach
„Rany Chrystusa, rany ewangelicznego Piotra ukrzyżowanego, pierwszego papieża i rany Piotra naszego czasu należą do tego samego skarbu Kościoła. Ci, którzy postanowili zabić Chrystusa, Ci którzy opłacili zdrajcę i opłacili fałszywych świadków i którzy wykonali wyrok przy całej moralnej brzydocie swoich intencji i uczynków byli jednak mimo wszystko, mimowolnymi narzędziami bożej Opatrzności, która działała na tym świecie dobro i dla dobra człowieka. O nich Chrystus powiedział z krzyża: „Przebacz im Ojcze, bo oni nie wiedzą co czynią”. Podobnie Ci, którzy zaplanowali śmierć Jana Pawła, którzy ją opłacili i którzy ją zadali choć nieskutecznie i nie do końca, są również w tej perspektywie narzędziami, które wykorzystuje Opatrzność w swoich planach zamieniając zło i nienawiść w miłość. Bo oto znów znalazł się na tej ziemi człowiek przepełniony cierpieniem, który powtarza za Chrystusem „Ojcze oddaję Ci to wszystko w Twoje ręce”, za braci, za wszystkich ludzi również i za tych, którzy nie wiedzą co czynią. I to jest moi drodzy ta najgłębsza prawda, której wierzący chrześcijanin nie może zgubić w emocjach, w oburzeniu, w potępieniu i wszystkich innych tych zewnętrznych naskórkowych, socjologicznych, politycznych spojrzeniach i perspektywach w jakich się na to zjawisko patrzy. To tu jest sens i wartość tego wydarzenia, które po ludzku wydaje się bezsensowne, wartość tego, co po ludzku jest tylko stratą niepotrzebnym cierpieniem i niepotrzebnym przelaniem krwi. Być może, że to co ja mówię nie wszystkim będzie się podobało, może będą mieli zastrzeżenia, może nawet będą się gorszyć, ale to nie zmienia stanu rzeczy.
Jesteśmy naszemu dzisiejszemu Piotrowi, Papieżowi Janowi Pawłowi winni takie myślenie i takie przeżywanie nieszczęścia, które go spotkało. A im bardziej go cenimy, szanujemy i im bardziej go kochamy, tym bardziej jesteśmy mu to winni. Taką właśnie postawę, która nie zawiera w sobie miejsca na niechęć, na nienawiść i na zemstę. Nie poszerzać zła, dość go uczynili inni, ani kropli więcej nienawiści i ani więcej zemsty i wszystkich tego rodzaju spraw, które dzielą ludzi. To się stało cudzymi rękoma, przez nasze serca i nasze ręce niech się dzieje dobro, według zalecenia Chrystusa „dobrze czyńcie tym, którzy Was prześladują” – raz przecież, kiedyś te słowa muszą dojść do głosu, jeżeli nie zostały powiedziane nadaremno, a nie zostały powiedziane nadaremno. Niech więc nasze dusze i nasza świadomość będzie czysta i jasna, niech czyste i jasne będą nasze myśli i intencje i cały klimat wokół tych ran i wokół tego cierpienia dla świadectwa, że Ewangelia rodzi dobro i miłość, tylko dobro i tylko miłość. Bądźmy jednego ducha i jednej myśli z tym, którego kochamy i któremu chcemy okazać szacunek i pomóc naszą modlitwą”.